środa, 24 października 2012

ojj

- Mogę przyjechać po Ciebie? - usłyszałam Jego głos w słuchawce, około piątej nad ranem.
- Tak - odpowiedziałam.
Po piętnastu minutach już był. Wsiadłam do auta i bez słowa ruszyliśmy.
- Chciałem Ci pokazać cudowny wschód słońca - w końcu odezwał się.
- Okej, rozumiem - odparłam, sennie wtulając się w swoją wielką bluzę i podciągając nogi ku klatce piersiowej.
- Lubię Cię taką - powiedział, spoglądając co chwila to na mnie, to na drogę.
- Jaką? - powiedziałam,ziewając.
- No taką senną, słodką i naturalną - powiedział, zatrzymując auto. - Dojechaliśmy - dodał.
Wyszłam z auta rozejrzeć się. Widok był cudowny. Słońce powoli pokazywało się nad miastem. Usiadłam na mokrej od rosy ławce, przyglądając się widokowi. Usiadł obok mnie, po chwili opierając głowę o moje ramię.
- Uwielbiam Cię, zawsze pachniesz taką cudowną świeżością - powiedział.
Uśmiechnęłam się, nie odpowiadając i zamyślając się - nie było by nic dziwnego w tej sytuacji, absolutnie - gdyby nie fakt, że od roku ma dziewczynę, która tak bardzo Go kocha i czeka w domu.


Wtuliła się we mnie, a gdy zamknąłem oczy, pomyślałem, że nie chcę od losu niczego więcej, tylko móc już zawsze trzymać ją w ramionach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz